Recenzja filmu

Czarna Wdowa (2021)
Cate Shortland
Waldemar Modestowicz
Scarlett Johansson
Florence Pugh

Ostatnia misja

W "Czarnej Wdowie" tak jak w "Zimowym Żołnierzu" twórcy żenią ze sobą superbohaterskie widowisko i szpiegowski dreszczowiec. Aby uniknąć zarzutów o zjadanie własnego ogona, dokładają do tego
Ostatnia misja
Ból czyni nas mocniejszymi - słyszy w prologu "Czarnej Wdowy" młodziutka Natasza Romanoff niedługo przed tym, jak jej sielskie dzieciństwo dobiega końca w gwałtownych okolicznościach. O tym, że bohaterka weźmie sobie radę serca, wiecie doskonale z poprzednich odcinków kinowego serialu Marvela. Jak jednak doszło do tego, że najskuteczniejsza maszyna do zabijania w szeregach rosyjskiego wywiadu stała się agentką amerykańskiej T.A.R.C.Z.Y.? Gdzie podziewała się po dramatycznym rozłamie w superbohaterskim kolektywie Avengers? I dlaczego w trakcie misji na planecie Vormir nie pozwoliła Clintowi Bartonowi poświęcić się w imię walki ze złem? Po odpowiedzi zapraszam na seans filmu Cate Shortland.

Nowa produkcja Marvela stanowi fabularny pomost między wydarzeniami z trzeciego "Kapitana Ameryki" a "Avengers: Wojny bez granic". Ścigana przez dawnych mocodawców Natasza (Scarlett Johansson) ukrywa się na odludziu w Norwegii. Jej jedynym łącznikiem ze światem jest stary znajomy z czasów T.A.R.C.Z.Y. (O-T Fagbenle), który najwyraźniej nie miałby nic przeciwko wzięciu Wdowy za żonę. Bohaterce nie w głowie jednak amory. Gdy pewnego dnia w jej ręce trafia tajemnicza przesyłka, a na drodze staje zamaskowany zamachowiec Taskmaster, Romanoff nie pozostaje nic innego jak wyjść z cienia i z pistoletem w garści poszukać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Podróżując po Węgrzech i Rosji, eksavengerka przekona się, że stare grzechy mają długie cienie, a rodzinne więzi – nieważne jak bardzo byłyby nadwątlone przez czas i życiowe okoliczności – są nie do zdarcia.



Architekci ekranowego uniwersum Marvela od lat wykorzystują tę samą narracyjną strategię. Polega ona na wtłaczaniu zaczerpniętych z komiksów historii w ramy znanych i lubianych przez widownię gatunków filmowych. W "Czarnej Wdowie" tak jak w "Zimowym Żołnierzu" twórcy żenią ze sobą superbohaterskie widowisko i szpiegowski dreszczowiec. Aby uniknąć zarzutów o zjadanie własnego ogona, dokładają do tego zestawu tragikomiczne kino drogi o dysfunkcyjnej familii, dla której wspólna podróż staje się formą terapii. W utkanej przez filmowców pajęczynie atrakcji znajdziecie kapitalne walki wręcz i pościgi à la Jason Bourne, przeczące prawom fizyki podniebne akrobacje kojarzące się z popisami ekipy "G.I. Joe", a także wdzięczne mrugnięcia okiem do fanów Jamesa Bonda i Ethana Hunta. Nudy nie ma również wtedy, gdy opada bitewny kurz, a bohaterowie zbierają siły do kolejnej potyczki. Słowne szermierki Nataszy z jej adwersarzami potrafią skutecznie rozbawić, zaś scen domowej psychodramy nie powstydziliby się autorzy "Małej Miss".


Szkoda jedynie, że w natłoku rozrywek gubi się nieco tytułowa bohaterka. Wydaje się to o tyle zaskakujące, że "Czarna Wdowa" jest przecież pierwszą (i najprawdopodobniej ostatnią) solową produkcją o przygodach Romanoff, która do tej pory okupowała w MCU drugi plan. Można więc było zakładać, iż film Shortland będzie dwugodzinnym one woman show. Niestety, grająca główną rolę Johansson – choć potwierdza klasę zarówno jako gwiazda kina akcji, jak i utalentowana aktorka dramatyczna – zostaje przyćmiona przez koleżanki i kolegów z obsady. Castingowym strzałem w dziesiątkę okazała się Florence Pugh grająca Jelenę Biełową – narwaną specjalistkę od mokrej roboty, która nieustannie drwi z celebryckiego statusu Nataszy jako członkini Avengers, a zarazem traktuje ją jak starszą siostrę. Świetni są także Rachel Weisz wcielająca się w enigmatyczną badaczkę ludzkiego umysłu Melinę Wostokof oraz rubaszny David Harbour w roli Aleksieja Szostakowa – niegdyś superżołnierza i radzieckiego odpowiednika Kapitana Ameryki, dziś zwiędłego maczo żyjącego wyblakłymi wspomnieniami dawnej chwały.



O ile Aleksiej reprezentuje w filmie pocieszne i w gruncie rzeczy niegroźne oblicze patriarchalnej skamieliny, o tyle główny przeciwnik Nataszy jawi się – jak słusznie zauważył po pokazie prasowym Kuba Popielecki – niczym Harvey Weinstein rosyjskich służb wywiadowczych. Ten schowany przed światem sadysta traktuje kobiety jak bezwolne marionetki: izoluje je od bliskich, okalecza i poddaje nieustannej manipulacji. Konfrontacja z nim jest dla Czarnej Wdowy i jej towarzyszek walką o niezależność i prawo do samostanowienia. Dla nas, widzów, stanowi z kolei okazję do spędzania w kinie dwóch odprężających godzin.
1 10
Moja ocena:
7
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones